niedziela, 25 sierpnia 2019

Mac Book za 5 zł?

   Czy można kupić Mac Booka za 5 zł? W sklepie mój upatrzony model kosztuje 3600 zł. To trochę dużo i szczerze mówiąc nie bardzo chcę wydawać tyle pieniędzy na taką przyjemność. Wiem o jego wielu funkcjonalnościach, podoba mi się już sama myśl o tym, że jest lekki,  cienki, bateria wytrzymuje kilkanaście godzin, a do rozpoczętej pracy mogę wrócić nie zamykając zadania nawet przez miesiąc. Te i inne zalety nie przekonują mnie jednak wystarczająco, by wyciągnąć z konta 3600 zł. Ale 5 zł? Proszę bardzo. Za 5 zł to ja go mogę kupić. Nawet nie odczuję, że coś ubyło z mojego portfela. Tylko jak znaleźć taką okazję?
   Nie potrzebuję go już dziś. Prawdę mówiąc jest to taki mój mały kaprys i mogę zaczekać na jego realizację, zwłaszcza jeśli spełni się obietnica, że wydam tylko 5 zł. To całkiem niewiele. Na co wydaję 5 zł każdego dnia? Na loda, kawę i batonika z automatu, ciastko ze sklepiku, gotową kanapkę w pracy, napój, czekoladę, lotto z nadzieją, że odmieni mój los... i pewnie jeszcze na wiele innych równie potrzebnych rzeczy. A gdyby te 5 zł przeznaczyć na Mac Booka? Potrzeba 720 dni, aby zaoszczędzone pięciozłotówki zamienić na mój kaprys - ten lub jakiś inny. Czy to będzie dla mnie wyrzeczenie? Nie. Nawet tego nie zauważę. Znacznie więcej wydaję na coś, co mieści się w kategorii bzdury. Przed upływem dwóch lat  zgromadzę kwotę, którą będę mogła przeznaczyć na zakup swojej przyjemności - tej lub innej.
   Ile Ty możesz każdego dnia nie wydać? Wiem, że mogłabym wyjąć na początku miesiąca 150 zł i przelać na konto. Ekonomiczny rachunek jest taki sam, ale psychologiczny zupełnie inny. Poza tym, że przyjemnie jest codziennie odłożyć jakąś kwotę, to dodatkowo uczy nas systematycznego oszczędzania i baczniejszego przyglądania się swoim codziennym małym wydatkom. Za 2 lata nie żal mi będzie zapłacić za swój kaprys 3600 zł. 
   Jaki jest Twój kaprys? Czy możesz go zrealizować w taki sam sposób?

sobota, 24 sierpnia 2019

Stop pokusom! Jak zaoszczędzić nie wydając?

    Wczoraj musiałam pojechać z moją córką do galerii handlowej, by kupić prezent urodzinowy dla jej przyjaciółki - konkretny, już wybrany. Fantastyczny dzień, który od samego rana układał się rewelacyjnie, zakończył się katastrofą, wzajemnymi pretensjami, złością i łzami 11-latki. Dlaczego? Dlatego, że w galerii jest dużo pokus, z którymi nie radzą sobie dorośli, a co dopiero dzieci. I tak punktem centralnym naszego wyjścia stała się letnia sukienka za 89 zł. Przyznam, że ładna, ale... Sezon już się kończy, a za rok będzie za mała, można kupić tańszą i nie jest wcale pilnie potrzebna. Te argumenty nie przekonywały mojej córki. Sukienka była zachcianką. W czasie całego wyjścia pojawiły się kolejne - czekolada na gorąco za 17 zł i lody za minimum 5. Wspomniała też, że robi się głodna, ale bez większego entuzjazmu w głosie, choć zapachy rzeczywiście mogły wzniecić głód nawet po naszym obfitym obiedzie.
    Zachcianki mojej córki tego dnia urosły do 111 zł. Jak zakończył się ten dzień? Kupiłyśmy tańszą, większą i równie ładną sukienkę za 57 zł. Nie kupiłyśmy lodów i czekolady. W kieszeni zostało 54 zł.

     Jaki z tego wniosek? Nie robić wycieczek do galerii handlowych. To na 100%. U mnie poszło dalej - założyłam subkonto, na które wpłaciłam zaoszczędzone 54 zł. Mam zamiar wpłacać tam przez rok kwoty, przed wydaniem których uda nam się powstrzymać.
     A jak się miały moje zachcianki? Co wpadło mi w oko? Ramoneska za 99 i sukienka za 109 zł. Zostały na sklepowych wieszakach, ale uwierzcie mi, bardzo mi się podobały i znalazłabym wiele argumentów, by przekonać samą siebie, że to dobry zakup - przecież nie mam takiej kurtki, idealnie pasowałaby do wielu stylizacji, biała sukienka była bardzo elegancka, w sam raz do żakietu. A w ogóle to coś mi się od życia należy... Gdybym i ja uległa pokusom, to poza prezentem, w galerii zostawiłybyśmy 319 zł. Całkiem sporo, jak na niepotrzebne rzeczy.